środa, 27 maja 2015

Flaga Turkmenistanu



 Bez monotonii, niby dzień jak dzień przecież nie noc, nocą przychodzą Ci o których się zapomina po przebudzeniu, przed kawą która już jest właściwym przebudzeniem, meritum dnia. Startujemy.
  Pierwszy już kiedyś był, wszystkie są, ale dziś, dziś jest drugi, szkoda że to liczba, a ta druga cyfra przypomina o rachunkach, zobowiązania. Jako rezydent, z paszportem bez ograniczeń czasowych nie mogę się wypisać, chyba że na własne życzenie, tego nie chcemy.
 Dworzec Stadion, dwie epoki oddziela jeszcze zapach, zamiast odoru szczyn,  wciągam nutę zapraw murarskich, cementu ,  budowy. Kolorowe szyby kuszą, ofiarami padają te przeźroczyste, czy czerwień zniechęca do wandalizmu czy jest jego pępowiną, nieważne, czerwone są całe to fakt.
  Wagon rusza, niżej pozostałość namacalna, kupcy którzy jeszcze niedawno byli Panami na włościach, teraz ściśnięci otoczeni siatką, przypomina mi to los Indian w ich rezerwatach. Z góry przykryci brezentami które chronią ich przed deszczem, chronią przed wzrokiem, pozostają domysły.               
 Przeciskają się pewnie między sobą, złorzecząc co chwilę, przecież niedawno to Oni mieli tam pierwszeństwo, może autobusy stały wyżej w hierarchii. Przyjazdy odjazdy, pieniądz, trzy karty, stówka w rękę na zachętę, jak się dałeś wciągnąć już przegrywałeś i to nieustanne sprawdzanie czy portfel jest ciągle w mojej kieszeni, czy nie teleportował się za pomocą zwinnych dłoni  w inną parę spodni a pozostałość tożsamości, w kosz, pieniądz robił pieniądz. Z góry te brezenty przypominają mozaikę starego dywanu.
 Wybija godzina zero trzy i pół,wszyscy powoli się zbierają chwytają za dłonie, nie bez powodu tu zostali czekają aż ich zabierze, latający dywan tam gdzie będą potrzebni.

czwartek, 14 maja 2015

Dodawanie, połowa z trzystu i jakieś sześćset z hakiem.





Wyjeżdżam z miasta, w głowie oblężenie które wdarło się do niej z ulic, z ust które ciągle mówią,  przekonują mnie, pokonują. Droga krajowa, wystarczy się oddalić, wszystko się wyostrza z szybkością godną pociągów których może moje wnuki się doczekają. Wojna i pokój? Nie. Myślę że to wybór rzeczywistości, akceptacja.

niedziela, 10 maja 2015

pst..

... już widzę kolejki pod żabkami, w piątki byłby najlepszy obrót, cztery piwka, pół litra Wyborowej, i pistolecik.
- Halinka, patrz jakie cudeńka sprzedają. To ja jestem policjantem a Ty złodziejem, czekaj fajkę odłożę.
 -Stój nie ruszaj się!
- O kurwa…

https://www.youtube.com/watch?v=ojLr-9M77lE

piątek, 1 maja 2015

Silne swędzenie.



  Gdy wszystkie dzikie zwierzęta uwięzione  w swoich klatkach wyjdą na ulicę, nie będzie już odwrotu, są pewne granice, czasem zwykła kreska narysowana patykiem na ziemi, linia na mapie lub obliczona skrupulatnie wytrzymałość danego materiału.
   Za dużo, za szybko. Dekadencja? Chyba każde pokolenie  twierdziło że w niej żyło. Najgorzej mają Ci którzy jeszcze są wśród nas, gdy ich wypastowane buty, jawią się innym czymś śmiesznym, czymś co trzeba zniszczyć.
 Może zamiast walki między sobą,  wybierzmy oderwanie się od tych którzy nas szturchają i z uśmiechami na twarzy podjudzają zaślinieni, szepcąc do ucha - dalej jebnij mu…
  Wywróciłeś się kiedyś o niezawiązane sznurowadła?

Obserwatorzy