sobota, 19 września 2015

Nocne wolności.

-Coś z tego będzie? Wszyscy się nad tym zastanawiali zacieśniając krąg w którym stali, mróz stawał się jakby mniej ważny,  oczy gdyby mogły wchłonąć, wessały by wszystko wokół,  pozostawiając pustą łyżeczkę w próżni.
- Noc jest, dłużej to potrwa, nie musimy o tym rozmawiać, poczekajmy. Czekanie. Każdy ma swój sposób, wiadomo, na końcu tęczy szkatuła złota, jak dorośniesz będziesz bogaty.
- Kup mnie na raty! Trzecia w nocy, pusta uliczka, a Ty słyszysz to z działki wypełnionej gruzem i kilkunastoma latami brakiem ludzkiej obecności. Nie przyśpieszasz kroku, masz kontrolę.

sobota, 12 września 2015

Pisał jest był.









 Modern family, para z wózkiem zbiera puszki dla niemowlęcia schowanego w wózku,  takie buty, strefa milczenia, nie pogrywamy  z nikim, szacunek, to się jeszcze ostało. Pomóc nie mogłem, chyba że żetonem do wózka sklepowego. Wjechałem powoli koleiną która była droga, znów czas przeszły jak z dzieckiem, ono było, są puszki. Grosz do grosza i piwo w przełyk które nie spływa ze szkła tylko z plastiku. Myśl rozbija się o drzewo asfaltowe. Jestem w domu, rozpaliliśmy w kominku, martwimy się losami świata.

sobota, 5 września 2015

Całodobowe niebo.




- Ucieczkę wraz z powrotem poproszę. Raz. Widziałem jak zdziwienie rozpycha szybę za którą jest schowana i szkła okularów które otaczają gałki oczne jak banda dresów na ciasnej klatkowskiej.
- Chcę być w Warszawie w niedziele jeszcze przed południem. To nie była rozmowa, to monolog głoszony w szkło, przyjęło pewno takich wiele, wyzwiska awantury, podziękowania, noł spiking inglese…
  Jedna noc, czuje że to już inna pora roku, muszę dosuszać ubrania przy ognisku po kąpieli w jeziorze, to była pierwsza rzecz jaką zrobiłem po wylądowaniu na polanie. Zmienność pogody i nastroju, kurwa dlaczego Ci ludzie tak śmiecą. Posprzątałem nie rozwodziłem się już nad tym dalej, to był szczegół. Uciekłem w pamięć,  udało mi się trafić, czułem to samo co kilkanaście lat temu. Pełnia księżyca, zielone światła odpalane jedno za drugim, linie jak malowane na asfalcie, wytrwałem do rana, chwila snu, gówno w puszce, byle tylko kofeina weszła. Weszła.  Jedziemy, ja i moje wspomnienia, już bez żadnej refleksji, nie zwracając już uwagi na nic poza drogą.

Obserwatorzy