Asfalt zaczyna bąbelkować jak wstrząśniętę oranżino, widzę
dno Wisły, puste butelki porozrzucane wokół odbijają światło, daje to wrażenie
nieustannego puszczania zajączków w moją stronę, boję się zapalić papierosa.
Woda dopiero wprowadzona do organizmu już jest na jego powierzchni, spływa po
plecach, czuje ją już w lepkiej postaci na swoich rękach.
Słońce jak zacięta płyta, nie ma trwałości. Koło, pętla…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz