To na co teraz czekamy?
środa, 23 września 2015
niedziela, 20 września 2015
sobota, 19 września 2015
Nocne wolności.
-Coś z tego będzie? Wszyscy się nad tym zastanawiali
zacieśniając krąg w którym stali, mróz stawał się jakby mniej ważny, oczy gdyby mogły wchłonąć, wessały by
wszystko wokół, pozostawiając pustą
łyżeczkę w próżni.
- Noc jest, dłużej to potrwa, nie musimy o tym rozmawiać,
poczekajmy. Czekanie. Każdy ma swój sposób, wiadomo, na końcu tęczy szkatuła
złota, jak dorośniesz będziesz bogaty.
- Kup mnie na raty! Trzecia w nocy, pusta uliczka, a Ty
słyszysz to z działki wypełnionej gruzem i kilkunastoma latami brakiem ludzkiej obecności. Nie
przyśpieszasz kroku, masz kontrolę.
poniedziałek, 14 września 2015
sobota, 12 września 2015
Pisał jest był.
Modern family, para z wózkiem zbiera puszki dla niemowlęcia
schowanego w wózku, takie buty, strefa
milczenia, nie pogrywamy z nikim,
szacunek, to się jeszcze ostało. Pomóc nie mogłem, chyba że żetonem do wózka
sklepowego. Wjechałem powoli koleiną która była droga, znów czas przeszły jak z
dzieckiem, ono było, są puszki. Grosz do grosza i piwo w przełyk które nie
spływa ze szkła tylko z plastiku. Myśl rozbija się o drzewo asfaltowe. Jestem w
domu, rozpaliliśmy w kominku, martwimy się losami świata.
niedziela, 6 września 2015
sobota, 5 września 2015
Całodobowe niebo.
- Ucieczkę wraz z powrotem poproszę. Raz. Widziałem jak
zdziwienie rozpycha szybę za którą jest schowana i szkła okularów które otaczają
gałki oczne jak banda dresów na ciasnej klatkowskiej.
- Chcę być w Warszawie w niedziele jeszcze przed południem.
To nie była rozmowa, to monolog głoszony w szkło, przyjęło pewno takich wiele,
wyzwiska awantury, podziękowania, noł spiking inglese…
Jedna noc, czuje że
to już inna pora roku, muszę dosuszać ubrania przy ognisku po kąpieli w
jeziorze, to była pierwsza rzecz jaką zrobiłem po wylądowaniu na polanie.
Zmienność pogody i nastroju, kurwa dlaczego Ci ludzie tak śmiecą. Posprzątałem
nie rozwodziłem się już nad tym dalej, to był szczegół. Uciekłem w pamięć, udało mi się trafić, czułem to samo co
kilkanaście lat temu. Pełnia księżyca, zielone światła odpalane jedno za
drugim, linie jak malowane na asfalcie, wytrwałem do rana, chwila snu, gówno w
puszce, byle tylko kofeina weszła. Weszła.
Jedziemy, ja i moje wspomnienia, już bez żadnej refleksji, nie zwracając
już uwagi na nic poza drogą.
wtorek, 1 września 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)